| poprzednia strona


Malgorzata Karolina Piekarska 
recenzja opowiadania Piotra Giedrowicza

Dobry opis erotycznych scen nie polega na starannym opisywaniu kto co komu wylizał i czy w trakcie lizania, na brzuchu leżała jakakolwiek szynka. "Wargi sromowe Liliany były mięsiste, kiedy zginała nogę, w szparze pojawiała się głęboka szczelina, kępa włosów porastała krocze Lili, niczym nigdy nie strzyżona trawa." Przepraszam, ale mnie to nie podnieca. Powiem, że nawet działa odwrotnie. Jak normalnie jestem napalona to słysząc o tym, że jakakolwiek kobieta ma wargi sromowe zaczyna jej współczuć. Niby wiem, że sama mam, ale ... może to cos złego?

Opisywać seks tak, by budził erotyczne wrażenie jest trudno. U Giedrowicza zbyt wiele jest opisowych zdań, które nic nie wnoszą do tekstu. Każdy opis w prozie powinien czemuś służyć, chyba że proza sama jest opisem.

Nie znam autora osobiście, a z jego twórczością mam do czynienia po raz pierwszy. Może w tym momencie go obrażam, ale mam wrażenie, że takim opowiadankiem chce się pochwalić, że wie jak się liże cipkę ... i dumny jest z tego, że czasem ma ejakulację. Jakby to wszystko było czymś niezwykłym.

"Lila nie ułatwiała mu jednak trafienia wtyczką w gniazdko. Po paru chwilach, podrażniwszy żołądź o jej łonowe włosy, uronił parę kropel spermy na jej brzuch, po czym zwiotczał fizycznie i psychicznie. Wtedy uderzyła go w twarz co go na nowo podnieciło. Szarpnęła jego przyrodzenie i wycisnęła z niego trochę spermy i kilka łez. Leżeli." – Wiem, że "polskie słownictwo miłosne przypomina Księdza Wujka", bo już Boy-Żeleński o tym pisał, ale to wszystko co napisał Giedrowicz jest w moim pojęciu szczytem grafomanii. Używając narratora wszechwiedzącego pozwolił używać mu dość ubogiego języka. Może się stało tak dlatego, że narrator zapomniał języka w gębie lub raczej zgubił go w cipce?

Wiem jedno. Trudno jest pisać sceny miłosne. I by dobrze je napisać na pewno potrzeba praktyki, ale też i wyobraźni, a przede wszystkim wielkiego ducha!

Historyjka z miesiączką jest chyba trochę z kosmosu. Sprawia, że zadaje sobie pytanie, czy Giedrowicz jest żonaty? A jeśli jest to na jaki adres przysłać wyrazy współczucia żonie? Bynajmniej nie będę jej współczuć, że ma te sromowe wargi! Wszak te i ja posiadam!

Ilość nazwisk pojawiająca się w tekście ma chyba świadczyć o erudycji autora, ale świadczy jedynie o chaosie. Jak widać tylko w mitologii chaos był na początku! Mógłby Giedrowicz te nazwiska równie dobrze zmyślić. Wątek z angielskim wierszykiem jest zbędny. Podobnie jak podpis, że dzieło powstało w Boże Ciało. Rozumiem jednak, że na ciele damskim?

Moim zdaniem recenzje powinny być pochlebne, albo nie powinno być ich wcale. Poproszono mnie o uwagi na temat tekstu. Chciałam napisać jedno słowo. Miałam jednak dylemat. Czy ma ono brzmieć "chuj" czy "gówno"? Zdecydowałam się jednak na te parę zdań, by nie było, że nie mam argumentów. Dla mnie jest to opowiadanie o niczym, które na dodatek można streścić w sposób następujący - operując językiem wszechwiedzącego narratora powołanego przez Giedrowicza. "Oto koleś niejaki Berti na 28 stronach wali panienkę innego faceta, a gdy ten inny facet do niego dzwoni i każe się odpierdolić Berti jest załamany. Aż do chwili, gdy widzi jak w krzakach wali ją ktoś inny."

Ależ ten seks tutaj jest brudny i konsumpcyjny. Rozumiem. Taka konwencja. Taki ma być. Ponieważ jednak pornograficzny film nie jest sztuką, więc to coś co napisał Giedrowicz nie jest też literaturą. Zaś o ile pornografia czasem podnieca o tyle to, nie. Przynajmniej nie mnie. Czemu więc służy? Gratuluje Panu Giedrowiczowi świetnej znajomości topografii knajp Warszawy. Widać, że częściej tam siedzi niż pisze... a szkoda. Dialogi buduje całkiem zgrabne. Zdania też. Tylko słów erotycznych mu brak. Ale cóż. Może podobnie jak i wszechwiedzący narrator tak i Giedrowicz zgubił język w jakiejś cipce? A może w pełnej krasie kakaowego oczka, któremu też poświęcił trochę swej uwagi?

 | poprzednia strona