| lista poetów | powrót do strony tytułowej: miasto literatów 2000++ | strona danuty błaszak: http://danutabe.tripod.com |  

 

 wywiady danusi błaszak
Rozmowa z Jerzym Stanisławem Czajkowskim
  

W szkołach nie "przerabia się" współczesnej literatury. Nauczyciele nie zawsze wiedzą, co mówić o powojennej twórczości. Krytycy i wydawcy, zapytani o to, co się teraz pisze, najczęściej opowiadają o swoich znajomkach. Środowisko literackie jest bardzo rozproszone.

Przeszło pół wieku historii...

 

 - Jurku, opowiedz mi, jak powstała grupa "Współczesność". Byłeś jednym z założycieli. Pokolenie Współczesności... Jak to się zaczęło? 

Miałam szczęście, dotarłam do Jurka Czajkowskiego. Poeta wyjmuje z szafy stary, ręcznie malowany serwis. Parzy mi herbatę. W mieszkaniu panuje artystyczny nieład - książki, porozrzucane papiery. Ze ścian spogladają na mnie portrety przodków, reprodukcje Rapackiego i Rembrandta. Przede mną stoi trzystuletni rzeźbiony stół, który Jurek przywiózł ze swojego rodzinnego dworku. 

Niewielkie mieszkanko na warszawskiej starówce. Za oknem zabytkowe kamieniczki, barbakan.

Poeta przynosi herbatę.

 

 - Grupa literacka współczesność" powstała w roku 1956. Istniały wówczas stalinowskie koła młodych, żądano pisania w duchu socrealizmu. Na przekór nim założyliśmy naszą grupę. Byliśmy bardzo młodzi, licealiści. Zebrania odbywały się u Leszka Szymańskiego w domu, na ulicy Ludnej 4.

 

 - Jak wam się udało w tych trudnych czasach założyć własne pismo?

 

 - Leszek Szymański podszedł na wiecu do Gomułki, zagrodził mu drogę. Poprosił o wyrażenie zgody na pismo dla młodych, na przydział papieru. Gomułka napisał na kartce, że się zgadza. I Leszek sam z tą kartką pobiegł do prezesa cenzury. I tak powstał dwutygodnik "Współczesność", pierwsze w Polsce pismo młodzieży twórczej, proza, wiersze, krytyka literacka. Andrzej Korczak był naszym redaktorem technicznym, mieliśmy w redakcji grafika. Najpierw drukowaliśmy sami siebie, potem młodzi twórcy z całej Polski zaczęli przysyłać nam swoje utwory. Niektóre były bardzo słabe, więc wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować warsztaty twórcze. Zapraszaliśmy pisarzy i krytyków, Sandauera, Przybosia, Adama Ważyka, Stefana Żółkiewskiego...

 

 - Skąd mieliście na to pieniądze?

 

 - Początkowo nie mieliśmy żadnych srodków na założenie pisma, nie było żadnych etatów, nie płaciliśmy honorariów.  Sami rozprowadzaliśmy "Współczesność" po kioskach, sprzedawaliśmy na ulicach. Leszek Szymański wycyganił trochę datków na dwutygodnik od wybitnych pisarzy. Ale brakowało dotacji. Ruch "Współczesności" rozwijał się spontanicznie. Nie interesowały nas niczyje poglądy polityczne. Drukowaliśmy każdego, kto miał choć krztę talentu literackiego, plastycznego. Debiutował u nas Tadeusz Kantor swoimi reprodukcjami.

Brakowało nam pieniędzy, groziła nam plajta. Zwróciłem się do PAX-u o mecenat. Wydawnictwo przyznało nam skromne ryczałty, wzięło nas na swój garnuszek. Dzięki temu przetrwaliśmy. Przyjeżdżali do nas twórcy z całego kraju, pisarze, plastycy. Od grupy literackiej "Współczesność" wzięła się nazwa Pokolenie Współczesności.

 

 - Po paru latach kogoś z KC zirytował wasz ruch. Czy wiesz, kto to był?

 

 - Wiem, kierownik Biura Prasy KC, Starewicz. Wydał polecenie zlikwidowania dwutygodnika "Współczesność". Na stanowisko naczelnego przysłano Lenarta, nas, założycieli, wyrzucono z redakcji. Jeden po drugim otrzymywaliśmy wymówienia. Po wyrugowaniu go ze "Współczesności" poeta Marian Ośniałowski popełnił samobójstwo. To było w 1958, rok wcześniej zlikwidowano pismo studenckie "Po prostu".

 

 - I co potem? Czy udało się wam odzyskać "Współczesność"?

 

 - Zmieniliśmy nazwę grupy na "Grupa Warszawska", próbowaliśmy kontynuować działalność. Przetrwaliśmy razem trzy dalsze lata. Nie udało nam się założyć nowego pisma literackiego, ani też nie odzyskaliśmy "Współczesności". Czyniliśmy starania, żeby wydawać miesięcznik pt. "Warszawa". Władze odmówiły nam pomocy, choć początkowo patronował nam Łukaszewicz z KW ZMS. Potem były przede wszystkim publikacje indywidualne. Grupowe publikacje pojawiały się sporadycznie, m.in. w "Faktach i Myślach" oraz w "Przeglądzie Kulturalnym".

 

 - Co dzieje się obecnie z członkami grupy "Współczesność"?

 

Marian Ośniałowski i Jerzy Zdzisław Bolek nie żyją, Leszek Szymański przebywa na stałe w U.S.A. Nie poddajemy się.  W roku 1975 zorganizowaliśmy grupę poetów i malarzy "Łazienki", funkcjonujacą pod patronatem dyrektora muzeum w Łazienkach. Przyznajemy coroczne nagrody artystyczne im. Bohaterów Warszawy... Niedawno powstała Akademia Literatury, w oparciu o statut PAL (przedwojennej). Mamy w planach wydawanie biuletynu, wykłady historyków literatury.

 

 - Nie powiedziałeś nic o sobie, Jurku. Wydałeś wiele książek:

 

 

Bardzo podoba mi się twój nowy tomik poezji "Wiersze wigilijne", podróżowałeś do Rumunii i Bułgarii śladami Sadyka Paszy. Czy Sadyk Pasza to twój przodek?

 

 

 - Jesteśmy ze wspólnego pnia genealogicznego...

 

Dopijam herbatę. Z wiszących na ścianie obrazów patrzą na mnie przodkowie poety. Umawiam się z Jurkiem Czajkowskim na następną rozmowę. Tak wiele zostało jeszcze do powiedzenia. 

 

 

                                             rozmawia Danuta Błaszak

Rozmawiam z Jurkiem Czajkowskim, założycielem grupy :”Współczesność”. Poeta, z wykształceniai socjolog, syn ziemi ciechanowskiej, urodzony w Ościsłowie 13 stycznia 1931 roku w rodzinie drobnoszlacheckiej. Autor powieści historycznych, dramatów, a przede wszystkim znakomitych tomów poezji „Zadymione pejzaże”, „Dalekie drzewo” „Pasje i pasjanse”, „Śmiech Pompei” „Cienie Gibraltaru” „Wiersze wigilijnefont-family:Times New Roman; ”

Wiersze Czajkowskiego publikowano w almanachach i antologiach nie tylko w Polsce. Poeta liryczny przemawiający obrazem stanowiącym projekcję własnych przeżyć i przemyśleń, tradycją rodzinną związany z dziewiętnastowiecznymi zrywami powstańczymi(1830, 1863) oraz własnymi przeżyciami okrucieństw z okresu okupacji niemieckiej i stalinowskiej - widzi nierozerwalny związek pomiędzy losem człowieka i jego kraju a historią narodu. Tworzywem poetyckim jest dla niego krajobraz i związany z krajobrazem i tradycjami historycznymi człowiek. Rzetelna i surowa, odarta z mitów i fanatyzmu wiedza historyczna, pokora wobec faktów.

 

4 września 1995 roku o godzinie dziewiątej rano zaterkotał telefon. Ktoś ostrym głosem przedstawił się, że reprezentuje wywiad rosyjski w Polsce i że na rozkaz tego wywiadu ma mnie zlikwidować przed upływem dwudziestu czterech godzin. Mówił charakterystycznym komunistycznym żargoniem:

 - Jaką śmierć wybieracie, towarzyszu? Szkoda by było, gdybym musiał podpalić klatkę schodową czy wysadzić dom w powietrze. Będziecie mieć na sumieniu śmierć niewinnych mieszkańców. Zdecydujcie się, jaki wybieracie rodzaj śmierci, zanim będzie za późno.

Rzekomo ośmieszyłem w telewizji któregoś z popieranych przez nich polityków.

Istotnie miałem program w ramach redakcji wojskowej telewizji polskiej o przyczynach zamachu na życie gen. Władysława Sikorskiego w Gibraltarze i o tym, kto za tym stał. Uczestniczyłem także w innych programach tej redakcji, byłem także konsultantem literackim w innych audycjach. Zdawałem sobie sprawę, że nie tylko nasze służby specjalne ogladają te programy.

Do tej pory nie wiem, czy ktoś chciał mnie przestraszyć, czy to był tylko makabryczny żart. Oczywiście od razu zawiadomiłem pogotowie policyjne.

 

Pogróżkę dostałeś już w nowej rzeczywistości, po tym jak udało się przetrwać komunizm.

 

Władze Polski Ludowej doprowadzały do sytuacji, iż wybitni pisarze, naukowcy opuszczali Polskę. Poeta grupy “Współczesność” Marian Ośniałowski powiesił się w podparyskim lasku Bulońskim w 1964 roku. Rozpędziły władze grupę literacką “Współczesność”, przedtem zlikwidowano tygodnik studencki “Po prostu”. Byłem represjonowany za moją twórczośc przez MSW, za kontakty z Londynem.

 

W “Wiadomościach” w Londynie 20 kwietnia 1958 wydrukowano mój wiersz: “Polski krajobraz” - “odejdą handlarze zieleni/ zakwitnie na przekór czerwonym dłoniom... / M.in. za te wiersze usunięto mnie z redakcji “Współczesności”.

W dramacie “Wernyhora” roztaczam wizję przyszłych dziejów Polski - poprzez przeszłe - na kanwie legendy Wernyhory - dziada, wizjonera, proroka.  

Podobnie w tragedii “Śmigły” ukazuję, że postawa naczelnego wodza była jedyną z możliwych do przyjęcia dla ówczesnej Polski.

 

Zacytuję Miłosza: praca pisarska nie jest zajęciem wyłącznie proceduralnym, czerpie soki żywotne w całości życia ojczyzny, a nawet świata. To, co się dzieje w życiu publicznym, nie może być obojętne dla pisarzy, a wstrząsa nimi tym bardziej, gdy życie państwowe czy narodowe staje na rozdrożu czy też znajduje się w punkcie zwrotnym, gdy powstają pytania i wątpliwości, których ostatecznym przedmiotem jest całość kultury narodowej.

I ja tak też widzę posłannictwo pisarza - żyć życiem narodu i jego państwa - zarówno  tym co się dzieje na zewnątrz nas jak i wewnątrz. I dlatego w mojej twórczości tak często przewijają się wątki dotyczące żywotnych spraw kraju, a nawet w relacji z sąsiadami - nie tylko bieżącymi, lecz także z przeszłości.

Na podobne nuty gram i w moim tomie “Wiersze wigilijne” oraz “Ballady polskie”. Nie interesuje mnie liryka osobista, to strata czasu - to może być ważne dla mnie piszącego, ale na pewno nie dla czytelnika.

 

Hm... Ja wręcz przeciwnie: sprawy narodowe, historyczne widzę zawsze poprzez pryzmat liryki osobistej.  Ale podziwiam Twoje wiersze, wzruszają mnie, więc może ta różnica traktowania tematu jest sprawą jedynie powierzchowną. A powiedz... czy jak byłeś dzieckiem, ktoś czytał ci bajki?

 

Zabrakło na to czasu, byłem dzieckiem wojny. Musiałem pracować w gosodarstwie rodziców. Przeciągały dwa fronty, na moich oczach padali zabici i ranni. Od lutego 1945 roku mój ojciec był represjonowany przez UB. Więziono go przez pół oku, aż do amnestii. Przynoszono ubranie do prania - były na bieliźnie ślady krwi. Pisałem o tym w wierszach.

 

Jak wyglądały twoje dzieje po wojnie?

  

Jest taki wiersz Antoniego Bogusławskiego “Polskim spadochroniarzom” - drukowany w Londynie w książce gen. Sobasowskiego “Najkrótszą drogą”. Dla PSZ na zachodzie droga okazywała się wcale nie krótka, ale okrężna i długotrwała. Tysiące polskich oficerów i żołnierzy nigdy nie wróciło do kraju, a na tych, co wrócili, czekały więzienia i wyroki. Jak w przypadku Andrzeja Czaykowskiego “Cichociemnego” - wyrok śmierci wykonano w 1953 roku w więzieniu mokotowskim. Takie to były czasy.

Związek Młodzieży Demokratycznej, flirty ze Stronnictwem Demokratycznym, w końcu PZPR. W liceum z niedojadania zagrożony gruźlicą wstąpiłem do partii. Inaczej czekały mnie suchoty. Trzeba było opowiedzieć się po stronie przegranej AK albo po stronie nowego. Jako syn AK-owca musiałem poznać te struktury, musiałem wiedzieć, czemu się przeciwstawić..

 

15 lat pracowałem w dziennikarstwie, 25 lat jako redaktor w wydawnictwach. Miałem prawo inicjatyw wydawniczych. Korzystałem z tego bardzo często. Wyżywałem się w tym, wiele książek iskrzyło talentem, wiele niedopracowanych, niedojrzałych.

Jako kierownik Wydziału Kultury w Zielonej Górze utworzyłem Lubuskie Towarzystwo Kultury z sekcją literacką i muzealną, z powołaniem czasopisma regionalnego.

Po październiku 1956 zachęcony opinią Grydzewskiego byłem animatorem ruchu polskich twórców - współzałożycielem grupy literackiej „Współczesność”. Zawodowo pracowałem jako redaktor i edytor.

Później jako jako kierownik wydziału kultury DRN Warszawa Wola. Domagałem się przekształcenia sali kinowej domu kultury zakładów Kasprzaka w teatr na Woli...

Trzeba było obronić pracę magisterską, stąd z żalem z Woli odszedłem, a byli tam wspaniali działacze kultury.

W 1977 r sekretarz KC Łukaszewicz zaproponował mi status swojego doradcy i kierownika sektora wydawnictw w KC. Mówiłem o kryzysie ekonomicznym, ideologicznym, a jemu podlegała propaganda ideologia. Nie spodobało mu się to. Udało mi się zostać archiwistą w biurze prac naukowych Naczelnych Archiwów Państwowych. Praca jakże inspirująca, dostęp do teczek...

Lecz ciągle mnie gnało do własnego pisania i tak powstał zapis książki “Agent główny” o założycielu agencji głównej hotelu Lambert w Istambule - o Michale Czaykowskim - Sadyku Paszy.  

  

Michał Czykowski to bardzo ciekawa postać. Porucznik jazdy wołyńskiej, który po upadku powstania listopadowego przebił się z pułkiem Różyckiego do Francji, twórca haseł encyklopedycznych... Rozumiem, walka narodowowyzwoleńcza, tradycja rodzinna... Ale czy naprawdę nigdy nie pisałeś wierszy miłosnych?

 

Popełniłem kilka takich wierszy. Najczęściej nie dotyczyły żadnej konkretnej kobiety, mówiły ogólnie o tęsknocie za kimś bliskim, o domu, o dziecku.

Wielokrotnie w wywiadach pisarze wspominali o tym, jak wiele zawdzięczają swoim żonom. Ja nic takiego o moich żonach nie mógłbym powiedzieć.

 

W których twoich tomikach można znaleźc najwięcej motywów osobistych?

“Pasje i pasjanse”, “Dalekie drzewo”.

 

Dziękuję za rozmowę. Życzę, żeby wszystkie twoje pasjanse okazały się dobrą wróżbą.

                                           Rozmawiała Danuta Błaszak